Od dłuższego czasu
trenuję medytację. Na początku szło mi naprawdę kiepsko. Nie mogłem się skupić
, miałem problemy z pogłębianiem relaksacji. Jednak po pewnym czasie polepszyła
mi się koncentracja , byłem bardziej
zczilałtowany a głębsza
relaksacja przychodziła sama. Pewnego razu zdarzyło się cos zajebistego.
Odciąłem
się od swojego
"JA". W pewnym momencie zobaczyłem obraz , a raczej animację idącego
włóczęgi. człowaiek
ten był wystraszony ,
podążał w nieskończoności w nieskończoność , był zmęczony i wyglądał na mocno
zmęczonego życiem i nie tylko...... Co ciekawe obraz byłem wyrazisty ale raczej
mało szczegółowy(całoś tworzyły jedynie: kontury drogi , która w środku była
pusta , a także biały obrys postacii) jednak podczas
medytacji w
przeciwiestwie do mentalek to podobno dobra oznaka. Oczywiscie to byłem ja ,
jednak z poziomu obserwatora nie analizowałem tych problemów , po prostu
wszystkie informacje naplywaly do mnie a ja na to lałem
, jednak jednoczesnie
czułem cierpienie. Paradoks? Byc moze , ale po prostu czułem także to co czuł
ten postrzegany , postrzegałem także z jego poziomu , lecz trochę inaczej.
Tutaj z kolei nie myślałem , że cierpię odczuwająć prawdziwy bół. Wogole nie
byłem w stanie powiedziec sobie jak bardzo cierpie , nie mogłem sobie tego
uświadomić! Czułem
się jak zwierzę. Chyba za duża czesc mnie sie oberwała. Jeżeli chodzi o poziom
obserwatora to jak pisałem też nie mogłem liczyc na stwierdzenie faktu mojego
cierpienia , poniewaz on tylko bez zadnych emocji przyjmował całość tego
wszystkiego. Dopiero jak się bardziej ogarnąłem , byłem w stanie stwierdzic ,
że
podczas fazy
znalazłem się w nieciekawej sytuacji , lecz czego mogłem się spodziewać ,
zobaczyłem samego siebie........
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz